Cześć. Tu Kajku, przychodzę do Was z pierwszym rozdziałem mojego nowego opowiadania. Zapraszam do czytania.
PS: Pokrzywioną czcionką są napisane myśli bohatera.
Tego dnia myślałam tylko
o naszym spotkaniu. Mam tylko Jego. Tyle razy mu wybaczyłam, to będzie nasza
najlepsze randka.
Cher
była bardzo zamyślona, dzisiaj miała się spotkać ze swoim chłopakiem. Robią to
codziennie, jednak ta randka miała być wyjątkowa. 14-latka grzebała w szafie
aby znaleźć idealną sukienkę. Zbyt duży wybór sprawił, że Cher coraz dłużej się
zastanawiała. Bałagan w pokoju nie dawał jej spokoju, więc najpierw odkurzyla,
wrzuciła drobiazgi pod łóżko i patrząc na fioletowy zegarek na jej ręcę ubrała
pierwszą lepszą sukienkę, zrobiła luźnego koczka i tak wyszła z domu. Pech
chciał, aby dziewczyna przewróciła się na schodach, obcas się złamał, Cher
miała łzy w oczach, ale nie dała się. Biegła do ukochanego. Mieli spotkać się w
„Kawiarni Pod Gołym Niebem”. Miejsce to jest przez ich oboje dobrze wspominane.
Tam się pierwszy raz zobaczyli. Chcę
wrócić do tych chwil. Kiedy zaniepokojona dotarła na miejsce nikogo nie
było przy ich ulubionym stoliku. Leżała tylko pusta szklanka z resztkami
ulubionego soku Harrego. Cher rozejrzała się. Widziała tłumy ludzi dobijających
się do centrum handlowego, a na dróżce stał On. Z dziewczyną. Cher miała ochotę
tam podejść i mocno wygarnąć chłopakowi.
Coś jednak ją wstrzymało. Zaczekała chwilkę, wzięła głęboki wdech i poszła.
Zanim doszła jej chłopak i całkiem obca dziewczyna pocałowali się. Co to ma znaczyć? Co oni tam robią? Dłużej
tego nie zniosę! Zdenerwowana Cher odważnym krokiem poszła prosto przed
siebie. Celem w jej oczach był tylko On, nie zważając na to co dzieje się
dookoła szła. Teraz to było najważniejsze. Jak
on może mi to robić?! Już ja mu wygarnę! Turkusową torebkę lekko trzymała w
lewej ręce i wymachiwała nią na wszystkie strony. Oczy Cher były już zapłakane.
W
przeciwną stronę szedł przystojny, niebieskooki Latynos. Widać było że chłopak
spieszy się do szkoły, albo do pracy, lub coś ważnego się stało. Prawie siebie
nie zauważyli. Obiecał, że nigdy mnie nie
zostawi, nie zrani. Nienawidzę go! Minęli
siebie bez spojrzenia. Młody Latynos nie zwracając uwagi na dziewczynę szarpnął
ręką o jej nadgarstek, dzięki czemu torebka Cher wylądowała na ziemi. Chłopak
nadal idzie, lecz huk torebki go rozproszył. Poczuł mały zamęt w głowie. Co się dzieje? Dlaczego… Co robi tutaj ta
torebka? Cher nawet nie zwróciła
uwagi na jej torebkę, była już prawie przy całujących się „gołąbeczkach”.
Chłopak patrząc w tył zobaczył ją. Podniósł torebkę i zawołał:
-
Ej, Ty! Zgubiłaś torebkę!
Cher
nie wiedziała o co chodzi. Kto to jest?
On mówi do mnie?! Dziewczyna szybko pobiegła w stronę tajemniczego
chłopaka, przy czym przewróciła się na obcasach. Nie podniosła się. Siedziała, gnieżdżąc
głowę w swoich ramionach, aby nikt nie widział jej w takim stanie. Była cała
zapłakana.
-Dlaczego
płaczesz? To tamten chłopak? Mam Twoją torebkę, wstawaj!
-
Przestań, idź sobie. – jej dołujący głos jeszcze bardziej zmobilizował chłopaka
do kolejnego ruchu.
-
Jestem Federico, a Ty?
Dziewczyna
odsłoniła swoją twarz, załapała za rękę chłopaka i szybkim ruchem wstała z
marmurowej kostki.
-
Dzięki, idź sobie. – dziewczyna dostrzegła w oczach chłopaka coś tajemniczego.
Widziała, że nie jest on zwykłym Latynosem.
-
Nie odpuszczę.. Właściwie spieszę się, ale może wpadniesz do tamtej kawiarenki
na sok albo lody? Nie daj się namawiać!
- Nie, bo ja… - Cher spojrzała z tyłu na
obściskującą się parę.
-
Eh, rozumiem, nie wiem czy to…- przerwała mu Cher
-
Nie. Nic nie rozumiesz, uwierz mi. To wszystko jest takie poplątane, a my w tym
cholernym świecie tacy zagubieni. Jestem tylko małą duszą wśród nicości. Nie
zasługuję na Ciebie, na nic nie zasługuję. To… to jest zły pomysł. Przepraszam!
Dziewczyna
zdjęła szybko swoje gustowne szpilki i zapłakana do granic możliwości zaczęła
biec. Przed siebie. Tak po prostu.
-
Ty nic nie rozumiesz! Federico… – krzyczała jeszcze
Chłopak
pozwolił jej biec. Dostrzegł jednak w
niej pewne piękno. Ona jest cudowna.
Ciekawe jak ma na imię.
Cher
przystopowała bieg, założyła buty i osłabiona szła do domu.
Federoci..? Nie. Federico. Tak. Federico, Fede. Piękny.
Cher
była tuż przed blokiem. Klatkę schodową zasłaniał z profilu wielki krzak,
rosnący tutaj od powstania bloków. Wiąże
się on z właścicielem dzielnicy – Stefanem Cruizem, którego wielką pasją było
ogrodnictwo. Cher przechodząc koło pięknej rośliny zawsze myślała o nim. W końcu to jej dziadek.
Tuż
przed schodami do wejścia na piętro, dziewczyna się zatrzymała. Coś ją
zmogło. Odwróciła się i usiadła na
ławce. Co się dzieje? Czy ja… Oh nie!
Zapomniałam torebki! Na pewno ma ją Federico! Mój pamiętnik, oh nie! Zaczęła
płakać. Znowu. Brakuje jej już łez, tyle nieszczęść w ciągu dnia. To niemożliwe! Przecież miałam ją w ręce, ja…
Dziewczyna zemdlała. Leżała na ławce
dobre 5 minut, zmęczona – ledwo oddychała. Żyła, nic jej się nie stało. To
tylko nagłe zasłabnięcie. Tylko. Cher była to tego przyzwyczajona, ta jej
choroba, na którą choruje od dzieciństwa sprawia, że nastolatka traci równowagę
nad samą sobą i mdleje. Nie zagraża to jej życiu, jednak po zasłabnięciu Cher
nie pamięta tego co działo się w przeciągu ostatnich 30 minut. I nigdy sobie
tego nie przypomni.
Po
chwili nastolatka się otrząsnęła. Obudził ją „tajemniczy, niebieskooki Latynos”.
Kim on jest? I dlaczego ma moją torebkę?!
-
Wszystko w porządku? Odprowadzić Cię do domu?
-
Nie, znaczy tak. Tak i nie!
-
Eee, co? Więc odprowadzić Cię czy nie? – Fede lekko się zdenerwował.
-
Nie. Dlaczego ty masz moją torebkę?
-
Zapomniałaś jej z miejsca, w którym się poznaliśmy. Proszę.. – stanowczym ruchem
przystojniak podał jej torebkę, patrząc głęboko w oczy.
-
No tak. To moja torebka, ale nie… Ja cię nie znam.
-
Przecież kilkanaście minut temu spotkaliśmy się obok „Kawiarni Pod Gołym Niebem”
, byłaś bardzo zmęczona, torebka Ci opadła, no i… - dziewczyna nie dała mu
dokończyć.
-
Nie! Chyba Ci się coś przywidziało, ale ja Cię nie znam. Sory.
Dziewczyna
z zamiarem pójścia w swoją stronę, zamilkła. Coś ją trzymało przy tajemniczym
chłopaku. To jego oczy.
Jakieś
10 sekund ciszy sprawiło, że oboje poczuli się niezręcznie.
-Idziesz
już? – Federico bezmyślnie rzucił to pytanie. Źle czuł się w tej ciszy.
-
Tak, idę już.. Dziękuję za torebkę.
Cher
odwróciła się i już miała iść na swoje piętro, ale…
-
Czekaj! – okrzyk chłopaka bardzo ją wystraszył, jej serce znacznie zwiększyło
bicia.
-
C-c-co?! – Nastolatka nie wiedziała czego on chce, odwróciła się i nagle
poczuła na swoich ustach usta chłopaka. Pięknego Latynosa o niebieskich oczach. Ich pocałunek trwał niedługo,
jednak oboje wiele poczuli.
Cher
czuła, jakby całowała się ze swoim chłopakiem. Nie zauważyła tej różnicy. Ten
sam oddech, ten sam świeży zapach.
-
Przepraszam – chłopak powolnym ruchem osunął dłoń po jej twarzy i szybko
pobiegł przed siebie.
Cher
patrzyła na niego póki mogła, jednak po krótkim czasie Federica zasłonił krzew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz